10.01.2013 19:02
Wypadek. Przypadek? cz. II
Jeśli są ludzie którzy chcą dowiedzieć jak dalej potoczyła się moja historia zapraszam do dalszej lektury.
Skończyłem na tym, że obudziłem się w szpitalu, pamiętam zimno od szpitalnego metalowego łóżka które było bardzo przeszywające. Czułem też kołnierz ortopedyczny na szyi, nie mogłem ruszać głową. Zobaczyłem doktora -Miał Pan wypadek, uderzył Pan w samochód- lekkie zdziwienie, tak jak by ktoś wyciął mi godzinę całkowicie z pamięci. Może to dziwne, ale pierwsze pytanie jakie zadałem tacie który stał koło mnie było - Co z Frazerem?- Tata pokiwał tylko głowa. Dalej byłem taki na pół przytomny, kiedy znowu otworzyłem oczy zobaczyłem mojego najlepszego kumpla z którym umówiłem sie rano pod szkołą. Okazało się, że jechał autobusem miejskim jakieś 10 minut po wypadku, kiedy mnie juz zabrało pogotowie. Z jego opowiadań dowiedziałem się, że kiedy wysiadł z autobusu i pobiegł na miejsce wypadku dowiedział się od gapiów, że zapakowali mnie juz do plastikowego worka, ehhh czego to ludzi nie wymyślą. Po chwili przyszła do mnie z płaczem moja dziewczyna z mamą, widocznie nie wyglądałem wtedy za ciekawie. I leżałem tak na tym łóżku, wszyscy nade mną płakali, starałem się ich uspokajać. Później pojechałem na jakieś badania, po drodze na korytarzu zobaczyłem całą moją klasę, wszyscy przyjechali, to bardzo miłe było. Po prześwietleniu czaszki okazało się że mam 9 złamań twarzoczaszki, przeciętą lub przegryzioną(?) na wylot dolną wargę, krwiaka w głowie stłuczone kolano, oraz ogólne potłuczenia także po kolejnej godzinie moja głowa powiększyła się dwukrotnie, kiedy zobaczyłem się w lustrze sam sie przestraszyłem. Ale starczy już tych medycznych spraw dodam jeszcze że w szpitalu w Inowrocławiu leżałem tydzień, następnie zostałem przewieziony do szpitala do Bydgoszczy na chirurgię szczękową, gdzie czekała mnie dość poważna operacja szczęki.
I leżałem tak w tym szpitalu, dużo wtedy myślałem o motocyklach, o mojej pasji.-Co z moim ukochanym Fazerem? Czy warto jest ryzykować tak wiele dla pasji? Co by się stało gdybym miał mniej szczęścia? Co teraz będzie? Wrócić na moto? Jak mam to powiedzieć mamie? I tak w kółko przewijały się ciągle te same pytania.
Gdy wróciłem do domu rok szkolny miał się już ku końcowi, na szczęście miałem już raczej wszystko pozaliczane więc o szkole raczej nie musiałem się martwić. Gorzej było z jedzeniem, przez tą operacje na półtora miesiąca miałem zadrutowaną szczękę wiec nie mogłem jej w ogóle otwierać, mogłem przyjmować tylko płynne pokarmy. Kiedy zdjęli mi te druty gotowany klops pokrojony na kawałeczki to było dla mnie niebo w gębie! ;) Na wszelkiego rodzaju zupki i jogurty pitne nie mogę patrzeć do dzisiaj. ;P
Najgorsze ze wszystkiego było to, że nie wiedziałem co dalej, nie wiedziałem na co mam czekać. Na to że będę dalej jeździł? Będę kiedykolwiek w ogóle jeździł? Miałem co do tego bardzo dużo wątpliwości. Właśnie zaczynały się wakacje, jakoś nie czułem tego wszystkiego co zawsze, siedziałem w domu, wyglądałem jak jakieś Ufo, nie mogłem iść do garażu pogrzebać przy moto, co mnie zawsze tak bardzo odstresowywało i dawało spokój. Fazer stał gdzieś na parkingu policyjnym, nie wiedziałem nawet gdzie, nie wiedziałem w jakim jest stanie, czy w ogóle jest w jakimś garażu czy stoi gdzieś, a może leży na ziemi i nikt się nim nie zajmuje, to wszystko bardzo mnie dobijało. W jednej chwili moje życie odwróciło się o 180', nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Jak mam się zachowywać? Skoro moja pasja miała się skończyć to jak dalej mam postępować, zdałem sobie sprawę, że większość czasu jaki spędzam poświęcam właśnie motocyklom i to jest niejako mój styl życia, coś co robie od bardzo dawna i nie umiem, nie potrafię bez tego żyć. Myślę, że wielu z Was wie o czym mowie.
Mijały kolejne dni, powoli dochodziłem do siebie, dostawałem co chwile jakieś listy z prokuratury na temat sprawy dotyczącej policjanta który zajechał mi drogę jaki i dotyczące mojej osoby. Wciąż czekałem na jakiś list dotyczących Yamahy. W końcu przyszedł list, po 2 i pół miesiąca od wypadku. Moto do odebrania na parkingu policyjnym w Strzelnie. Na drugi dzień jechałem już z tatą i z lawetą, aby odebrać moje 2 kółka. Obawiałem się tego, nie wiedziałem jak zareaguje na jego widok. Aż w końcu dojechaliśmy. -Dzień dobry, my po Yamahe Fazer z wypadku z 23 maja.-A tak tak proszę za mną. Zdziwiłem się że gość prowadzi nas nie w stronę tego dużego garażu a gdzieś na parking. Nie wprowadzili go? Jednak stał pod chmurką caly czas...A przecież ostatnio ciągle padało!!! Doszliśmy w końcu. Fazer stał oparty o słup energetyczny, na ktorym było gniazdo ptaków, był cały biały, wiadomo od czego. ;/ Wszystko sie we mnie zagotowało! - Czy nie można było go chociaż jakąś folią przykryć?! No ludzie co to ma być, rozumiem, że moto jest po wypadku ale czy to jest powód żeby traktować je jak kupe złomu?! Gdy gość powiedział jeszcze, że po co takiego starego grata przykrywać myślałem, że dojdzie do rekoczynów, tata położył mi tylko rękę na ramieniu i powiedział żę szkoda robić sobie kłopotów z powodu jakiegoś pajaca.
Zabraliśmy moto do domu, wstawiliśmy do garażu w końcu, mogłem ocenić jakie ponieśliśmy straty i czy są na tyle duże, że nie opłaca się naprawić moto. Przód w sumie całkowicie skasowany, Lagi, owiewka szyba półki zbiornik bardzo uszkodzone, sytuacja nie wyglądała źle, ale nie tragicznie, rama wyglądała na prostą. I teraz znowu rodzi się pytanie. Co dalej? Naprawiać? Kupić inny? Całkowicie zrezygnować? Moje rozważania trwały dość długo, dużo rozmawiałem o tym z rodzicami, są bardzo tolerancyjni, widzą jaką mi to wszystko frajdę sprawia, że jest to w centrum mojego dotychczasowego życia. Decyzje zostawili mi, -Co zrobisz, my to zaakceptujemy, kochamy Cie bardzo, dlatego chcemy żebyś był szczęśliwy. Prościej byłoby, aby po prostu mi tego zabronili. O tym, że przywrócę Fazera do stanu z przed wypadku zdecydowałem gdy dostałem pierwszą kasę z odszkodowania. Byłem wtedy szczęśliwy, bardzo szczęśliwy teraz już wiem, że nie mógłbym żyć bez tego wszystkiego, że jestem chory na tą okropną, nieuleczalną chorobę zwaną motocyklizmem. ;)
No i zacząłem naprawę. Pierwszym ruchem było rozebranie wszystkich uszkodzonych części i dokładne przeliczenie kosztów. Później zacząłem dowiadywać się gdzie mógłbym zrobić geometrię ramy, bo jeśli robić już coś, to zrobić to od podstaw i bardzo starannie. Okazało się, że taką operacje można wykonać jedynie w Poznaniu w salonie Hondy, no cóż, to 100Km ode mnie także samochód, przyczepka i lecimy do Poznania! Odprowadziłem moto do salonu chwila niepewności i….
-Rama prosta w 100% , stara japońska szkoła!- Tak powiedział diagnosta po wykonaniu pomiaru. :D Aż podskoczyłem z radości, w końcu coś zaczyna się układać! :D Później jeszcze dużo dużo rozkręcania, skręcania, zamawiania, latania po lakiernikach, blacharzach i czekania na listonosza. Po długich godzinach w garażu w końcu mogłem ujrzeć efekt końcowy! NARESZCIE!
Gdy zamawiałem zamienniki popsutych części nie żałowałem kasy, zamawiałem w sumie co się dało to z wyższej półki, dużo akcesoryjnych rzeczy. Oto rzeczy które dokupiłem/ wymieniłem na lepsze:
- Całość malowana od podstaw czerwoną perłą w profesjonalnym
zakładnie
- Dołożone akcesoryjne tylne nadkole wraz z
osłoną łańcucha.
- Dołożony pług pod silnik.
-
Przewody w stalowym oplocie
- Zaciski hamulcowe pomalowane
proszkowo na czerwono
- Manetki Harrisa z napisem Fazer
- Zegary oklejone folią carbon
- Szyba z garbem
To wszystko wygląda teraz nieziemsko! Założone są jeszcze kolektory z nierdzewni także wszystko błyszczy się przepięknie! Nie mogę się na niego napatrzeć. Fakt trochę kasy w niego włożyłem, ale nie żałuje ani złotówki. No i wychodzi na to, że od mniej więcej od 2 miesięcy znowu jestem super szczęśliwym posiadaczem Yamahy Fazer 600! ;)
Wszystkie te wydarzenia które miały miejsce w minionym 2012 sezonie zmieniły mnie, na pewno nauczyły mnie dużo na temat życia. Wystarczy jeden moment, aby wywrócić do góry nogami nawet najbardziej poukładane życie. Motocykle to piękna pasja, lecz wiadomo, jednym z głównych problemów jest ryzyko, dlatego próbujmy cały czas doskonalić swoje umiejętności, umiejmy przewidywać sytuacje które mogą nam zagrażać, i nie poddawajmy się kiedy coś idzie nie tak, bo przecież „Żyjemy po to by jeździć, jeździmy po to by żyć!”.
Pozdrawiam i dziękuję za przeczytanie mojej krótkiej historii. ;)
Daniel
Komentarze : 6
A jednak jest happy end. Jest sprzęt. Jesteś Ty. Będzie sezon. Czego więcej potrzeba? Powodzenia!
EasyXJRider oczywiscie! ;D Tylko przerwy, no ewentualnie na religii jesli nie ma tematu. ;P Pozdrawiam ;)
Z tego dwutekstu mam trzy spostrzeżenia:
Po pierwsze, gratuluję opanowania i reakcji.
Po drugie, cieszę się, że się poskładaliście, przede wszystkim Ty, no i maszyna.
Po trzecie, martwi mnie konieczność siedzenia w szkole ze słuchawkami na uszach... Sam mam o tej instytucji cokolwiek nie najlepsze zdanie i wspomnienia, ale... No chyba, że to tylko na przerwach.
Gość dostał karę 1000zł oddać na rzecz domu dziecka, nie wiem jak tam u niego w pracy, czy zostały wyciągnięte jakieś konsekwencje.
Prawidłowo, jeszcze powinienes dla pałaża wytoczyć sprawe jeżeli nieozstał ukarany odpowiednio
Super ze nie zrezygnowałeś z tego co kochasz robić :)
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)